Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/061

Ta strona została uwierzytelniona.

z płaczu. Taki, jakim był, stoczył raz w życiu walkę serdeczną. Najbliższym przyjaciołom zwierzał się wtedy, serce walczyło w nim z rozumem, i, panie dobrodzieju, rozum zwyciężył. Winszował sobie potém przez całe życie, że głupstwa nie zrobił, dla chłopki świat sobie zawiązując. Jednak, długo jeszcze, gdy wspominał o téj chłopce, coś mu się takiego około serca robiło, że twarz chustką ocierał, spluwał, i co prędzéj szedł w pole, aby pracą zdławić robaka. Były to przecież napady chwilowe. Porodziły się potém córki, zaczęły zbierać się pieniążki. Madzia roztoczyła cały blask swych przymiotów... Zwierzchnicy lubili go, stanowiska swego był pewien, wygody wszelkie miał, wdziękami i edukacyą córek szczycił się, czasem, jaki taki urzędnik lub nawet obywatel chatę jego nawiedził. Czuł się prawie zupełnie szczęśliwym. Miał wprawdzie od czasu do czasu nieprzyjemności trochę — z racyi miotły, ale, wolał o wiele to, niż gdyby żonka jego była zacierką z mlekiem.
Ciemność i cisza zalegały folwark w Leśnéj. Około mieszkania parobków, stróż nocny drzewo rąbał, drugi za stodołą, od chwili do chwili przeciągle gwizdał. Czasem, wielki kundel, śpiący w budce napełnionéj słomą, zaszczekał grubym głosem i wnet umilknął. Bahrewicz, okrążywszy zabudowania i w każdy kąt zajrzawszy, zgasił latarnię i wszedł na ganek. Do domu jednak nie wszedł, na wązkiéj