Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/067

Ta strona została uwierzytelniona.

innego parobka, Maksyma, dlatego, że Maksym łajał Antośka od bękartów, a Maksymowa Krystynę parę razy za włosy po izbie ciągała, przypominając jéj wszystko: jaką była i zkąd swoich dwóch synków wzięła. Jasiukowie byli spokojnymi ludźmi i umieli żyć w zgodzie ze wszystkimi. Z Krystyną i jéj synem sprzyjaźnili się nawet, dlatego może, że matka młodego parobka nietylko nigdy kłótni piérwsza nie zawodziła, ale zaczepiona zmilczała, a dzieci Jasiuków strasznie polubiła i doglądać je pomagała matce tak, jak gdyby nie były jéj cudzemi. Teraz, w drzwiach izby ukazując się, pozdrowienie wymówiła:
— Niech będzie pochwalony...
— Na wieki wieków — odpowiedziały jéj trzy głosy męzkie i jeden głos niewieści.
Jak wygląda izba ta? Była ona obszerną, ale bardzo nizką, ze ścianami i sufitem prawie do czarności okopconemi, z podłogą ubitą z gliny i jedném małém oknem, przez którego ramy wlatywały powiewy marcowego wiatru. Bahrewicz miał słuszność, mówiąc: „Czy to im wygód jakich potrzeba?” Mogli byli opatrzyć okienko w ten sposób, aby wiatrów bożych do izby nie wpuszczało, jednak nie uczynili tego. Nie mieli może na to czasu, albo tak z wiatrami bożemi zżyli się, że bez przykrości odwiedziny ich przyjmowali. Dość obszerną będąc, izba ta miała pozór wielkiéj ciasnoty, najprzód z powodu nizkości swéj, potém dlatego, że napełniało ją mnóztwo