przez Hrynki i widział, jak z Hryńskimi przed karczmą rozmawiał. Każeć sia wielmi mądry?
— Ho, ho! — potwierdził gość — jaż tobie Jasiuk mówił, że jak on napisze, to sam ministyr dziwi się...
— Musić i wielmi bohatyj, taki zołocisty łańcuch na brzuchu ma...
— Jéj! jéj! bogaty... Czemu bogaty nie ma być? Ludzie do niego, jak do kościoła chodzą... A od kogo proces weźmie, to zawsze wygra, jej Bohu, zawsze.
— Zawsze? — zadziwił się Jasiuk.
— Zawsze — potwierdził gość — taki już jego rozum. Co on już ludziom napomagał, haj! każdemu pomoże... Żeby tam nie wiem jaką biedę kto miał, jak on ją w swoje ręce weźmie, szczęście z niéj zrobi...
Parobek zamyślił się głęboko, i po dobréj minucie zaledwie głowę podniósł.
— Słuchaj-no, Mikołaj! — ciszéj, niż wprzódy mówić zaczął — a wielmi dorohij hetyj hadwokat? (a czy bardzo drogi ten adwokat?).
Mikołaj zsunął siwe brwi i, przebierając w powietrzu palcami, mruczéć coś zaczął. Dokonywał wyraźnie jakiéjś tajemniczéj, arytmetycznéj operacyi.
— Ot i nie bardzo drogi — rzekł głośno — pięć procentów bierze... nigdy więcéj, broń Boże, nigdy więcéj, jak pięć procentów...
— Sztoż heto hetyja pracenty? (Cóż to te procenty?)
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/078
Ta strona została uwierzytelniona.