Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/081

Ta strona została uwierzytelniona.

w ręku czekał, aby starsi do jedzenia zacierki hasło dali. Ona zaś stała i na ex-żołnierza patrzała. Ten zaśmiał się.
— A tobież co, Krystyna? — żartobliwie zapytał — wytrzeszczyłaś na mnie oczy tak, jakbyś mnie piérwszy raz na tym świecie widziała.
Nie spuszczając z niego wzroku, powoli i w zamyśleniu mówić zaczęła:
— Nie piérwszy ja raz, Mikołaju, widzę ciebie na tym świecie... Nie cudzy ty mnie, tak jak i Jasiukowi... Ty z Hrynek i ja z Hrynek, wszyscy my z Hrynek, tylko, że ja biedna sierota była, nad którą nigdy nikt litości nie miał. Miej-że ty, Mikołaju, teraz litość nademną... Dopomóż, poratuj... Słuchała ja, słuchała tego, co ty Jasiukowi mówił... kiedy ten wieliki hadwokat jemu dopomódz może, znaczy, i mnie może, kiedy wszystkich ratuje, znaczy i mego Pilipa wyratuje...
Przestała mówić, wyraz jéj oczu z przenikliwego błagalnym stał się. Mężczyzni jedli już zacierkę; Mikołaj, po małych korowodach z Jasiukiem, także jeść ją zaczął. W wyprostowanéj wciąż postawie, łyżkę od misy do ust i od ust do misy bardzo powolnym ruchem przenosił, a ile razy gęste i zjełczałą okrasą cuchnące jadło przełknął, tyle razy zwierzchnią stroną lewéj ręki usta i wąsy sobie ocierał. Przytém na Krystynę patrzał i żałośliwie głową kiwał.
— Oj, że bieda będzie Pilipkowi twemu, to bie-