da! — prawił. — Nie lekkie już i tak życie sołdacika młodego, co go od fartucha macierzyńskiego wezmą i: „w szereg! prostuj się!” postawią. „Broń na ramię! broń do nogi! na prawo! na lewo! marsz!” A tu, broń ty Panie Boże mój, nóżkę nie tak, jak trzeba postawi, feldfebel przyskakuje i kułakiem pod brodę...
Słowa musztry Mikołaj wykrzykiwał grubym głosem, przyczém brwi okropnie marszczył i giestem pełnym energii, łyżkę ociekającą z zacierki do wysokości głowy swéj podnosił. Za każdym razem, gdy w ten sposób krzyknął i nasrożył się, powieki Krystyny szybko mrugać i fałdy czoła jéj boleśnie drgać zaczynały; Antosiek zaś łyżkę przy ustach zatrzymywał i naiwnemi oczyma w opowiadającego wpatrzony, stłumionym głosem wykrzykiwał:
— O Jezu!
— Nie lekkie, nie lekkie już i tak życie sołdacika młodego — prawił daléj ex-sołdat — ale tam, gdzie Pilipka twego wysyłają, gorzéj będzie... Ja tam był, wiem... Skóra ze mnie od mrozu złaziła i w żywocie (w żołądku) wszystko zastygło... Bywało, co przełknę, to w czysty lód przemienia się... W łazarecie mnie położyli... sześć miesięcy leżałem na żółtą trascę (febrę) i taki żółty zrobiłem się, jak słoneczniki... A kiedym z łazaretu wyszedł, rodzona-by mię matka nie poznała. Będzie tak samo i Pilipkowi twemu, matulu, oj będzie... tylko gorzéj jeszcze, bo ja byłem
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/082
Ta strona została uwierzytelniona.