Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/086

Ta strona została uwierzytelniona.

błysnęły. Rzecz zdumiewająca! błysnęły one uczuciem dumy.
— Sama pracowałam, sama uzbierałam. Nikt nie pomagał! — powtórzyła.
Gdy tak stała wyprostowana i szczerém, błyszczącém okiem na dwu mężczyzn patrzała, a drobne, blade jéj usta rozchyliły się łagodnym uśmiechem, z nędzarki spracowanéj, ze sponiewieranéj glisty ciemnéj, przemieniła się w czującego wartość i godność swą człowieka.
Mikołaj ze zdziwieniem na nią spoglądał. Psychologiczny moment, w którym odkwitała i rosła ludzka dusza téj kobiety, całkiem uwagi jego uniknął, aniby go mógł on w najmniejszym stopniu zrozumiéć. Ale zdumiewały go usłyszane cyfry. Wyraz radości przebiegł mu po twarzy.
— Nu baba! — krzyknął — haj, żebym ja był z taką ożenił się, to-bym teraz światem trząsł. Ale moja dyablica w świat sobie wyruszyła, dzieci mi na karku zostawiając... Wracaj do chaty sołdacie, a niewiasty twojéj w niéj ani duchu! Gdzie ona teraz heta Maryśka moja, gdzie!...
Na chwilę zapomniał o Krystynie, głową trząsł, coś nawet wilgotnego zamgliło mu siwą źrenicę. I w téj piersi, na dnie, wspomnienie jakieś smutne szeptało, żal jakiś czasem załkał... Krótkiém jednak było to egotyczne rozrzewnienie ex-sołdata, który z wojskowéj służby do chaty wróciwszy, Maryśki swéj