które z poszanowaniem wielkiém ze wszech stron obejrzawszy, ostrożnie, jakby to było szkło, które stłuc się mogło, na stronie położyła. Były to urzędowe świadectwa o pochodzeniu jéj i jéj syna, jakotéż różnych prawach, na tym świecie przez nich posiadanych. Licznemi i wspaniałemi prawa te nie były, ale bez tych świadectw, zredukowałyby się całkiem do zera. Był to więc skarb, którego Krystyna strzegła, jak oka w głowie; po wyjściu zaś jego z pończochy, okazał się skarb drugi: asygnatki jedno i najwyżéj trzyrublowe, jakotéż srebrne czterdziestówki, złotówki i dziesiątki, a nawet trochę monet miedzianych. Widocznie wkładała ona w pończochę to wszystko, co na razie posiadała, mało czy wiele, co popadło. Za dzień plenia — czterdzieści groszy; za dwa dni żniwa — cały rubel; za przyniesienie wody koromysłami gospodyni namiestnika — sześć groszy; za grabienie siana — dwa złote; za całe dwa tygodnie żniwa — dwie trzyrublówki, trzecia za trzy miesiące dojenia krów u pachciarza, czwarta i piąta zaoszczędzona z parobkowskiéj pensyi Antośka, i t. d., i t. d. Ile razy na jutro i pojutrze były dla niéj i dla synów krupy jęczmienne, kartofle, chleb i sól, tyle razy grosz każdy, w rękę wpadły, chował się w głębinach nicianéj pończochy. Chowały się tam one przez lat dziewiętnaście.
Teraz Krystyna liczyła asygnatki. Liczyłaby długo, gdyby nie pomagał jéj w tém syn. Parobczak,
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/091
Ta strona została uwierzytelniona.