Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/092

Ta strona została uwierzytelniona.

którego jakiś mędrzec wioskowy, ex-żołnierz także, na żądanie matki czytać, pisać i rachować uczył, czytać umiał tak mało, że prawie nic, pisać wcale nie umiał, ale rachował nieźle. Miał widać do rachunków szczególną zdatność, i matka go do nich więcéj, niż do czego innego napędzała. Wspólnemi tedy siłami przeliczyli sto rubli. Krystyna przez chwilę trzymała je w ręce, synowi w oczy patrząc.
— To Pilipka pieniądze — rzekła.
Parobczak kiwnięciem głowy odpowiedział:
— Wiem.
— Ciebie ja nie skrzywdzę... twoich nie poruszę...
Antosiek ręką machnął, co znaczyć miało znowu:
— Co mi tam!
Błyszczącemi jednak oczyma spozierał w głąb’ pończochy. Pomimo filozoficznéj obojętności, przez szacunek dla matki okazanéj, widoczném było, że pieniądze, na jego własność przeznaczone, srodze go obchodziły. Krystyna w jednéj ręce asygnaty trzymając, na drugiéj twarz wsparła i zamyśliła się. I ją także, jak przed godziną Jasiuka, zdjął może niepokój o ten grosz, krwawo zapracowany. Z innéj strony, w głowie jéj, niby wicher, szumiały słowa Mikołaja: „Skóra ze mnie od mrozu złaziła i w żywocie wszystko zastygło... Sześć miesięcy żółta trasca mię trzęsła...”
— Jezu! — jęknęła kobieta i prędko związywać zaczęła pończochę, odzieżą ją przykrywać i skrzynię