Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/095

Ta strona została uwierzytelniona.

od rozpalonych ognisk. Po chwili, z kominów wywinęły się nici dymu, które potém zwijały się w kłęby i wilgocią powietrza w dół parte, rozwiewały po dziedzińcu szarą mgłę i ostrą woń sadzy. Deszcz nie padał, ale wszystko na świecie: niebo, ziemia, drzewa, dachy i płoty, zdawały się być tylko co wyjętemi z wody. Parobkom, pomimo ruchu i pracy, nie ciepło być musiało. Chłodna wilgoć marcowego poranku rosiła żółte skóry ich kożuchów. Namiestnik, młody i żwawy chłopak, z donośnym głosem, ubrany w kożuszek, tém tylko różniący się od parobkowskich, że był krótki i powleczony suknem, w grubém obuwiu, sięgającém kolan, zacierał czerwone ręce i pośpiesznie zakładał wypasionego konika do zielono pomalowanego wózka. Przytém pogwizdywał wesoło. Do parafialnego kościoła jechać miał, bo była to niedziela. Bydło, owce i konie opatrzonemi już zostały; teraz, na dzień cały, swoboda i odpoczynek wszystkim starszym i młodszym pracownikom Wólki.
Kobiety tylko odpoczynku nie miały. Warzyły u ognisk strawę ranną i południową, w baliach lub nieckach kąpały dzieci, czesały je i przyodziewały w czyste koszule. To kąpanie, czesanie i ubieranie w czyste koszule dzieci odbywało się raz tylko w tydzień, w niedzielę, ale z punktualnością wielką. W izbie Jasiuka, dokonywało się ono tak, jak i we wszystkich innych. Jelena, jakkolwiek chora, zwlokła