się z przypiecka i z pomocą najstarszéj dzieweczki swéj, dziesięcioletniéj Nastki, robiła co mogła. Była to pomoc dzielna. Nastka przyniosła drzewo i wodę, rozpaliła ogień, postawiła przed ogniem garnki z wodą i jęła czesać młodszego brata. Jelena dyrygowała tylko czynnościami córki, wsypała do garnków krup i soli, i już zmęczona, na przypiecku siadłszy, kartofle obierać a raczéj nożem oskrobywać zaczęła. Była to kobieta młoda jeszcze, szczupła, z twarzą bladą i zmęczoną. Ciężka słabość wyglądała z chudości rąk i smutnego wyrazu błękitnych oczu. Siedziała na przypiecku w postawie skurczonéj, z bosemi stopami, wysuniętemi z pod sinéj spódnicy. Oskrobywaną z kartofli łuskę starannie zrzucała do cebrzyka, na pokarm dla sporego wieprzaka, który teraz właśnie, charkając i szukając pożywienia, zwijał się pod stołem i ławami. Od czasu do czasu téż upominała małego Józika, który z pod grzebienia starszéj siostry niecierpliwie wyrywał się do wieprzaka, albo wyciągając rękę, poruszała kołyskę z łozy, w któréj cicho leżało najmłodsze z dzieci. Pomiędzy Józikiem a tém najmłodszém, przychodziło Jasiukom na świat jeszcze dzieci troje i niemowlętami kładło się do malutkich mogiłek. Nic więc dziwnego, że Jelena, trzydziestu lat nie mając, pozór miała słabości i zmęczenia. Rodzić dzieci ciężko, grzebać je — smutno.
Jasiuka i Krystyny w domu już nie było. Oboje
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/096
Ta strona została uwierzytelniona.