wyszli zaraz, gdy tylko parobek ukończył obowiązkowe swe roboty. Poszli do karczmy hryniewieckiéj, o wiorstę odległéj od Wólki. U końca Hrynek, długiéj i dostatnio zabudowanéj wsi istniejąca, karczma ta miała dużą izbę, ławami i stołami otoczoną, po jednéj stronie sieni, a długą, ciemną stajnię po drugiéj. Do stajni, podróżni wjeżdżać mogli przez ogromny, bezkształtny otwór, zowiący się bramą, i zwrócony ku drodze, która wązkim, pełnym dołów i kolein pasem, przerzynała równinę pól. Z owéj dużéj izby z ławami, stołami i olbrzymim, czarnym, jak sadza, kominem, wąziutkie drzwiczki prowadziły do malutkiéj izdebki, którą zamieszkiwała rodzina arendarza. Wszystkie ściany i sufity były tam zczerniałe i chropowate, wszystkie podłogi ubijane z gliny i od mnóstwa stóp, które oddawna je deptały, pogięte w głębokie doły. Sporym oknom niedostawało szyb wielu, zastępywanych szmatami starego papieru; te, które trzymały się jeszcze próchniejących ram, zielonawe i mętne, tyle tylko wpuszczały światła, aby w izbie panować mogła wieczna szara godzina.
Teraz, w izbie téj było tłumnie i gwarno. Hryneńscy chłopi zeszli się tu w celu zobaczenia się i pomówienia raz jeszcze z adwokatem swym, który od lat już prowadził proces ich o łąki i orne grunta, przeciw dawnemu ich dziedzicowi, Dzielskiemu. Przez ex-sołdata Mikołaja zawiadomieni o tém, że pan hadwokat poranku tego z Leśnéj tędy przejeżdżać
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/097
Ta strona została uwierzytelniona.