Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

pod ścianą, pośrodku ławy, wyprostowany i cały błyszczący od świątecznie wyczyszczonych guzików szynela. Śród bladych policzków, koniec jego spiczastego nosa rozkwitał najpiękniejszą purpurą; siwy, krótki zarost uwydatniał suchość i ostrość profilu. Z okiem błyszczącém stalową iskrą i przebiegłemi uśmiechami wązkich warg, prawił rzeczy bardzo ciekawe. Kwadrans już prawił on tym, którzy go słuchali, że nie komu innemu, tylko jemu, hryneńscy chłopi zawdzięczają swój teraźniejszy rozum.
— Durniami byli — mówił — pozwalając Dzielskiemu usiewać grunt i kosić łąki, które powierocznaja kamisya przez omyłkę tylko do planu ich nie wciągnęła, jej Bohu przez omyłkę. Dziedy i pradziedy wasze sieli tam i kosili. Prawda moja czy nie?
Prauda to prauda! — chórem ozwało się kilka głosów, a jeden z nich ciągnął daléj:
— Tylko widzicie, Mikołaju, dziedy i pradziedy nasze pausiudu sieli i kosili, na caluśkiéj ziemi sieli i kosili, a taki nam caluśkiéj ziemi nie oddali... cha! cha! cha!
Słowa te z trochę szczerą, a trochę złośliwą wesołością, mówił Pawluk Harbar, stryj Jasiukowy, niemłody, siwiejący chłop, w najdostatniejszy kożuch i najpiękniejsze buty ubrany. Był to widocznie najbogatszy z hryneńskich gospodarzy i po Mikołaju największéj śród nich powagi używający.