Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

Parobek szeroką dłonią znowu ją usunął.
— Niech jaśnie wielmożny pan będzie łaskaw wysłucha... Kobieta ramię towarzysza targnąwszy, znowu wysunęła się naprzód. — Mizeractwo to, jaśnie wielmożny panie, od narodzenia samego bladzieńki był i chudzieńki, a potém jak ta gorączka przywiązała się, co na nią pięć miesięcy...
Tym razem Jasiuk popchnął ją dłonią w pierś tak mocno, że aż oparła się o poręcz żydowskiego łóżka.
— Baba gada jak wiatr wieje... Niech jaśnie wielmożny pan wysłucha...
— Cicho, Jasiuk! — przyskakując znowu, zawołała kobieta. — Kiedy on urodził się, jaśnie wielmożny panie, babka powiedziała, że dłużéj jak trzy dni żyć nie będzie... Pan Bóg dał! Wyżył! Czytać i pisać nauczył się... Delikatny.
Kaprowski stał jak posąg ze ściągniętemi od wewnętrznego wzburzenia brwiami, cierpliwy jednak. Skoro Mikołaj rekomendował mu tych ludzi, byli snadź oni godnymi godziny czasu jego. Nawet godziny całéj mu nie zabrali. Skończyło się na tém, że Jasiuk opowiadał, a Krystyna za plecami towarzysza stojąc, chlipała tylko i czasem słówka jakieś dorzucała. Parobek o sprawie jéj i własnéj mówił powoli, rozważnie, chmurnie i dość zwięźle. Opowiadanie dwóch spraw, odpowiedź i obietnica adwokata, przejście z rąk Jasiuka i Krystyny w ręce jego paczki asygnat,