Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

wrotem do Wólki. Zdawało się, że wraz z troską o syna, ciężkie kajdany z siebie zrzuciła. Odmłodniała, świeże rumieńce oblekły jéj policzki, czarne oczy błyszczały jak przed dwudziestu laty. Kiedy tak do czworaka wpadła, siedząca wciąż na przypiecku Jelena, ozwała się uprzejmie.
— A co, czy Pan Bóg pocieszył?
Krystyna przypadła do niéj i na ziemi siadając, rozpromieniona, mówić i opowiadać zaczęła:
— Wielki pan... Mudryj wielmi i znatno bohatyj musić najpierwszy hadwokat w Ongrodzie, Pilipka wyratować przyrzekł... Mówił możno, czemu nie możno? Jenerała, znaczy, tego pułku, w którym Pilipek służy, znam... Z nim pogadam, żeby go daleko nie posyłali, żeby jego, znaczy do innego pułku przenieśli, tego co w Ongrodzie zostanie... A jeżeli, mówi, jenerał nie zechce, to mówi do ministra wojny prośbę podamo... A taki Pilipka, nie poślą tam gdzie od mrozów skóra złazi i żółta trasca trzęsie.
Mówiąc to wszystko, śmiała się z rozkoszą i gdy ożywiona, rumiana, w uśmiechu ukazywała zdrowe, białe zęby, można-by było nazwać ją jeszcze młodą i ładną. Porwała się z ziemi i płaczące niemowlę z kołyski wyjąwszy, zaczęła z niém chodzić po izbie, kołysząc je w ramionach i nucąc. Jelena zapytała ją o Jasiuka.
— Przyrzekł — zawołała Krystyna — i jemu przyrzekł, że od dziadźka ziemię odbierze...