— Chwała tobie Panie Boże! — szepnęła Jasiukowa. — A gdzie on? — zapytała.
— Z hryńskiemi został w karczmie i weseli się...
W téj chwili bardzo wesoła para wpadła do izby. Była to Nastka i Juzik. Dziewczynka, w perkalowéj spódniczce i czystéj koszuli, spiętéj błyszczącym guzikiem, z płową, cienką koską splecioną z tyłu głowy i ozdobną kawałkiem czerwonéj tasiemki, wpadła do izby z krzykiem i śmiechem, wyprzedzając małego brata, który za cały ubiór mając grubą koszulę, przewiązaną paskiem przez matkę utkanym i las lnianych włosów na głowie, gonił za siostrą, przeraźliwie śpiewając i piskliwie brzęcząc na skrzypcach. Skrzypce to były osobliwe, z prętów drewnianych i silnie naprężonych sznurków złożone. Istniał téż do nich i smyczek, z naciągniętemi miasto strun nićmi. Instrumenty tego rodzaju wyrabiał w ilości znacznéj Mikołaj, rozdając je potém dzieciom na wsi i na folwarku. Juzik parę dni temu dopiéro dar ten od ex-żołnierza otrzymał, to téż rżnął od ucha, przyczém tańczył i śpiewał także. Od drzwi zaczynając aż do przypiecka, na którym siedziała matka, kręcił się po izbie w kółko, w kółko, przytupywał głośno bosemi nóżkami i drżącym od wielkiego rozradowania głosem przyśpiewywał:
Dyli, dyli skrypeczka,
Spadła baba z prypieczka...