wnych. Było mu tak, jak gdyby opuszał jaką akademię. Wiedział dobrze, co i jak miał robić; a nie dostawało mu jednéj tylko rzeczy: stosunków z ludźmi. Chętnie, o jakże chętnie i z jaką nawet rozkoszą zadowolonéj dumy i roznieconych nadziei, wspiąłby się on ku wysokim, widnym sferom społecznym. Odrazu przecież zrozumiał: że było to niepodobieństwem i nie tracił czasu na próżne rojenia i próby. Odrazu zstąpił nizko, ku maluczkim, ciemnym, łatwowiernym, gryzącemi niedostatkami i pożądaniami trapionym. Z rozpaczą przecież spostrzegł, że ten grunt był dlań zarówno prawie obcym jak tamten. Nie umiał po nim stąpać, nierozumiany i nierozumiejący szedł i działał omackiem; ubiegali go inni, tacy, którzy umieli języki swe i głosy naginać do grubiańskich dźwięków i słów, wybornych win nie lubili namiętnie tak jak on, nie brzydzili się nieprzezwyciężenie tak, jak on prostą gorzałką i smrodem baranich kożuchów. Ubiegali go i udawało się im wybornie, choć jak tego był pewnym, nie posiadali ani setnéj części jego zdolności. Wtedy przykłady innych i niepospolita zręczność doradziły mu uzbrojenie się w ramiona, które spełniały dla niego czynność, jaką dla głowonoga spełniają jego macki. Ramion tych, z których jedném był dymisyonowany żołnierz w Hrynkach, zdobył on sporo i funkcyonowały one bardzo dobrze, bo czuły-by się bez niego tak, jak on czuł-by się bez nich — niczém. To téż roboty nie
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.