— Bieda na świecie!
Westchnął ciężko i zamyślił się, nie o téj już, ale o innych biedach swoich. Dochody miał znaczne, a nigdy grosza przy duszy utrzymać nie mógł. Fatalność jakaś ściga go nieustannie. Żeby choć raz sporą sumę jaką w karty wygrał. Nigdy! Jeżeli nawet kiedy i wygra, to zaraz z dużym dodatkiem wszystko straci. Fatalność! W straszną zapalczywość wpada, gdy grać zacznie, a tak nie można, bo ludzie zaraz z tego korzystają. Myślał długo o różnych sposobach grania w sztosa i rozbierał przyczyny kartowych niepowodzeń. Wpadł na domysł, że ubiegłéj nocy stał się ofiarą jakiegoś fałszerza, przybyłego świeżo ze stron dalekich. Przysięgał sobie, że dopilnować go musi i schwytać na gorącym uczynku. Tymczasem pił herbatę, dolewając wciąż do szklanki po odrobinie pachnącego rumu.
— A taż Klarka! co za śliczna bestyjka! i jest to nawet wielka artystka. Jak ona śpiewała tę szansonetkę: „Willst du spazieren gehen? Miau!”
Uśmiechał się i bezwiednie rysami twarzy odtwarzał figlarną i cyniczną minkę niemieckiéj szansonistki. Raz nawet z cicha cichutko powtórzył: — Miau!
— Jakby to zrobić, aby ona jeszcze z miesiąc w Ongrodzie zabawiła! Pieniędzy-by na to trzeba!... pieniądze! pieniądze! pieniądze!
Zaczął w szlafroku przebiegać pokoik, a raczéj
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/131
Ta strona została uwierzytelniona.