Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

krążyć dokoła napełniających go sprzętów, potrącając je gniewnie i żywo gestykulując. Mógł-by już być od dawna bogatym, gdyby nie te przeklęte pasye... Co zarobi, to zaraz i strwoni. Zarabia nawet sporo, w jesieni i zimie szczególniéj. Cóż kiedy nigdy grosz grosza dogonić nie może. Ma nawet dokuczliwe długi. Po uszy siedzi w kieszeniach lichwiarzy. Z taką głową na karku, jak jego głowa, często nędzę cierpiéć, nie jest że to czysty fatalizm? Żeby taki interes zdarzył się kiedykolwiek, z którego-by można było od razu dużą sumę, naprzykład jakie kilkanaście tysięcy rubli zarobić! Spłacił-by długi i zmieniłby sposób życia. Ale gdzie tam! Czy to jemu być tak szczęśliwym. Lichwa go zjada i zjadają go pasye, które o rozpacz przyprawiają, ale z któremi rady sobie dać nie może...
Im dłużéj myślał o kartach, Klarze, Karolci i pieniądzach, tém więcéj czuł się rozdraźnionym, rozgniewanym, niespokojnym. Parę razy pochwycił się za rudawe, wilgotne włosy, jakby je chciał z głowy wyrywać. Drżącemi ustami i zdławionym szeptem nazwał siebie głupcem, idyotą, waryatem. Ile on traci pieniędzy! I na co? Ot, za talię kart, za taką naprzykład Klarkę, za godzinę wesołéj hulanki, do piekła-by poszedł a potém, gdy wypróżni kieszenie i lichwiarze spokojnie mu przez ulicę przejść nie dają, rozdarł-by siebie własnemi rękoma. Tymczasem, rozdarł u piersi swéj jedwabny, poplamiony szlafrok,