a opamiętawszy się, wziął z brudnéj gotowalni flakon jakiéjś perfumy i oblał nią spocone czoło i drżące ręce. Uspokojony trochę krzyknął donośnie.
— Jurek!
Z przedpokoju dał się słyszéć cienki, dziecinny głos, odpowiadający:
— W ten moment!
Do sypialni wpadł syn Mikołaja, z butem w jednéj ręce, a szczotką w drugiéj. Silny to był chłopak, rumiany, z zadartym nosem i przebiegłemi oczyma. Przed dwoma laty Mikołaj oddał go w służbę Kaprowskiego. Służba ta nie odebrała jeszcze dziecku wieśniaczéj siły i czerstwości, ale wyraz twarzy zaprawiła mu już zuchwałym i chytrym sprytem. Wbiegłszy do pokoju, zaczął od bardzo zręcznego ściągnięcia z talerza niedojedzonéj bułki i kawałka holenderskiego sera.
— Nikt dziś nie przychodził? — fuknął Kaprowski.
— I psa nie było! — piskliwym głosem odkrzyknął Jurek.
Kaprowski zżymnął się i syknął.
Mały sługa zniknął z sypialni.
— Jurek! — krzyknął znowu Kaprowski.
— W ten moment! — odkrzyknął mu z przedpokoju głos chłopca cienki i zdławiony pożeraną na prędce bułką.
— Ubierać się!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.