— Tato! Jurek bieżyć!
Bose nogi chłopca i biała jego koszula migotały na słońcu, z daleka; buty i surducinę na plecach niósł. Zasapany, z twarzą oblaną potem, chłopak do ogrodu wpadł, i do ojca podbiegłszy, pokornie go kilka razy w rękę pocałował. Mikołaj łaskawym tonem zamienił z nim słów kilka, list Kaprowskiego od niego wziął i motykę na ziemi pozostawiając, do chaty poszedł. Jurek powitał naprzód siostrę kuksańcem w bok tak potężnym, że aż krzyknęła i wzajem go uderzeniem pięści odepchnęła, potém dwa całusy na spoconych jéj policzkach wycisnął, nakoniec z kieszeni majtek wyjął i na zagon przed nią rzucił, przyniesiony jéj w charakterze gościńca obwarzanek. Udobruchana dziewka, pogłaskała go dłonią po twarzy i wyszczerzyła do niego dwa rzędy białych jak perły, zębów. On wyciągnął się na miedzy jak długi i o jedzenie poprosił. Cztery mile ubiegł i prócz dwóch obwarzanków, które z miasta wychodząc kupił, nic w gębie nie miał. Ulanka wstała i poszła do chaty, aby mu kawał chleba i skórki od wędzonéj słoniny do zjedzenia przynieść, zanim pora popołudniowania nadejdzie. Gdy weszła do chaty, znalazła ojca siedzącego na ławie u okna i czytającego list otrzymany. Dla przeczytania go, włożył na spiczasty swój nos ogromne okulary w drucianéj oprawie, które mu jednak spełnianą czynność niedostatecznie ułatwiały; z wielką trudnością pisane litery rozpoznawać mógł.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.