mych wzgórz, przesuwały się tu powoli, ówdzie prędko, rozlewając potoki mocnéj i miłéj woni. Nad wsią z jednéj strony i nad folwarkiem z drugiéj, wzbiły się w złotem powietrzu słupy różowych dymów. Tu i tam psy szczekały; ztąd i zowąd ciągnęły sznury kosiarzy, świecąc zdala białemi koszulami i przy ostatnich promieniach słońca migocąc błyskami kos. Za kosiarzami, których grube rozmowy i śmiechy słychać jeszcze było wtedy nawet, gdy zniknęli wśród szarych zabudowań folwarku, drogą mijającą zblizka chatę Mikołaja, szły grabielnice. Były to mieszkanki wsi Hryńskiéj, które do robót polnych najmowały się okolicznym dworom i folwarkom. Dziś, po zapłatę dzienną zmierzały ku Wólce. Młode po większéj części, harne, wyprostowane, w grubych koszulach i sztywnych samodziałowych spódnicach, bose i z ogorzałemi szyjami, dokoła których wiły się sznury szklanych paciorek; grable, któremi przez dzień cały zgarniały na łąkach koszone siano, niosły one w ten sposób, że nad głowami ich tworzył się gęsty las o liniach suchych i zębatych szczytach. Było ich ze dwadzieścia. Szły prędko i na całe gardło śpiewały monotonną, przeciągłą, jękliwą pieśń. Mijając chatę Mikołaja, przerwały śpiewanie i potężnym chórem przemówiły:
— Niech będzie pochwalony!
Słowami temi witały siedzącego na progu chaty swéj sołdata. Nie grał on dziś na trąbie, ale z wiel-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.