Kobieta pokiwała głową i policzek na dłoni wsparła.
— Oj Mikołaju, Mikołaju! — zaczęła — czy to takiéj jak ja, do śpiewania! Dobre śpiewaci tym, co mużykow swoich i chatu swaju i wsieńko po poriadku majcie, a mnie w sirockiéj mojéj doli nie do śpiewania. Ja już, ot, ze dwadzieścia lat nie śpiewała, chyba tylko chłopcom moim, albo i cudzym dzieciom do snu, albo i do zabawy... Bolsz nikoli, dalboh, bolsz nikoli!
— Dziwna ty baba! — zaczął Mikołaj.
Ale ona, raz rozgadana i do mądrego sołdata szczególne zaufanie uczuwając, nieruchomemi oczyma w przestrzeń wpatrzona, daléj swoje prawiła:
— Ni mnie kiedy drużki na dzieży sadzały, ni mnie do ślubu śpiewały, ni ja złociste zboże garściami w kąty mężowskiéj chaty rzucała... Nie tak ja żyła jak drugie i nie tak teraz jak drugie po tym świecie chodzę...
— Hodi już, hodi! — przerwał Mikołaj — ot, chcesz może nowinę wiedziéć? Od pana hadwokata pismo dziś miałem!
Kobieta zmieniła w okamgnieniu postawę i wyraz twarzy. Wyprostowała się, kilka razy z nogi na nogę postąpiła, oczy zapłonęły, grabie gwałtownie zakołysały się nad głową.
— Pisał! o Pilipku może pisał! Jezu! mówcie! co z moim synkiem najukochańszym będzie?
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.