Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

— Na wieki! Jasiuk?
— A ja!
— Jak będziesz miał czas, przyjdź dziś pomówić ze mną... tylko dziś koniecznie... czujesz?
Dobre. Czemu nie? Prydu! — spokojnym, trochę leniwym głosem odparł parobek, a że późno już było, zaciął konie i prędzéj trochę z furą ku folwarkowi zdążał.
Na folwarku gospodarzył dziś sam Bahrewicz. Już wszystko należycie obejrzał, kogo należało wykrzyczał, co wypadało zrachować, zrachował; a teraz przed domkiem, w którym mieszkał namiestnik i pachciarz, robotnikom i robotnicom należną im płacę wyliczał. Na stołku siedział, a na kolanach trzymał dwa worki drobnéj monety. Namiestnik i pachciarz pomagali mu w liczeniu i rozdawaniu pieniędzy, kosiarze i grabielnice brali je, kłaniali się, mówili: „Niech będzie pochwalony” i pojedynczo lub gromadkami folwark opuszczali. Wśród grabielnic była i Krystyna. Wzięła pieniądze i także odeszła, nie ku czworakowi jednak, ale ku stodole, za którą zniknęła. U płotu stał osiodłany, tłusty konik ekonoma. Gdy wszystkie zajęcia i rozporządzenia zostały już dokonane i wydane, namiestnik konika tego od płotu odwiązał i ku zwierzchnikowi go przyprowadził. Z ruchów Bahrewicza i wyrazu twarzy znać było, że śpieszył się bardzo. Przyczyna pośpiechu tego była zrozumiałą. Madzia nie lubiła okrutnie