Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

i dawne, dawne wspomnienia, które na dnie jéj duszy wciąż sobie popłakiwały, pchały ją ku niemu po tę opiekę i radę. Teraz, gdy on na koniu siedział wyprostowany, silny, czerstwy, w długiém za kolana odzieniu i zgrabnéj czapeczce na głowie, ona, u siodła jego stała, szczupła, nieśmiała, bosa, z włosami opadającemi z pod spłowiałéj chustki, na zorane i zwiędłe czoło. Nieśmiało i przyciszonym głosem opowiadała mu swoję wielką troskę. Czy ten hadwokat z Ongrodu, ten Kaprowski, naprawdę Pilipka wyratować może? Czy pieniądze jéj nie przepadną? Czy ma dawać ich więcéj?
— Wy, panie, znacie hetaho hadwokata. On niedawno w gościnie u was był. Mikołaj jego zna, a Mikołaj to już bardzo mądry i dobry człowiek... ale wiadomo, człowiek omylić się może... Co mnie tu robić?
Bahrewicz o adwokacie tym, którego znał Mikołaj, miał najlepsze pod słońcem wyobrażenie. Można nawet powiedziéć, że rozum jego, stosunki, elegancya, budziły w nim pewien gatunek czci. Uważał go już zresztą prawie za zięcia swego. Pomimo więc niepokoju o następstwa spóźnienia się, cierpliwie wysłuchawszy krótkich zresztą pytań kobiety, łagodnie powiedział jéj to, o czém istotnie najmocniéj był przekonanym, mianowicie, że sprytniejszego i możniejszego adwokata, jak Kaprowski, nietylko w Ongrodzie, ale może i na całym świecie niéma; że jeżeli co-