Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

zykuję... Może Bóg zlituje się i pociechę ześle, a ty, babo, jak uradujesz się, to i wyzdrowiejesz...
— A pewno — odparła Jelena — musić radość to najmędrzejsza znachorka... najlepiéj leczy...
— Ale! — potwierdził mąż i popatrzali na siebie. Ona i teraz już uradowana uśmiechała się do niego blademi, łagodnemi ustami; on ciemne, gęstą czupryną zarzucone czoło rozjaśnił.
— Może Pan Bóg zlituje się i pociechę ześle! — powtórzył.
Potém, kiedy Jasiuk i żona jego zasnęli, Krystyna i Antosiek wsunęli się do komory. Tak jak przed trzema miesiącami, kobieta siadła znowu na ziemi i skrzynkę otworzyła, a parobczak stojący za nią trzymał w ręku palące się łuczywo. I tak jak przed trzema miesiącami, z dna skrzyni ukazała się znowu pończocha, już tylko w dwóch trzecich pieniędzmi napchana. Krystyna wyjęła z niéj naprzód dwa arkusze papieru, zżółkłe, we czworo złożone, i z poszanowaniem uroczystém na stronie je położywszy, miedziane i srebrne monety liczyć zaczęła. I tak samo jak wtedy, Antosiek przyglądał się temu, lecz kiedy już sumę potrzebną odłożyła, zapuścił wzrok w głąb’ pończochy i z niejakiém wahaniem w głosie rzekł:
— Mamo, a to co zostało, znaczy, już moje!
— Twoje, synku, twoje — odpowiedziała i nad policzonemi tylko co pieniędzmi zadumała się przez chwilę. — Ot tobie i pogrzeb z księdzem i chorą-