Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

Ujrzawszy go więc przez okno, zarumieniła się gwałtownie, oczyma radośnie błysnęła i jak strzała na dziedziniec wypadła. Wypadła téż z pokoju i Rózia, ale nie na dziedziniec, tylko do znajdującéj się z drugiéj strony domu, izby czeladnéj.
— Mamo! mamo! — przytłumionym głosem wołała — jeżeli mama chce odkryć Karolci sekret, to proszę teraz na dziedziniec iść... tam lokajczuk kuzyna Ludwika przyszedł do niéj...
W izbie czeladnéj dwie dziewki zajmowały się biciem masła i robieniem serów. Bahrewiczowa własnoręcznie siekała zielsko dla wieprzów. Usłyszawszy śpieszny szept córki, któréj od ciekawości oczy aż gorzały, rzuciła na ziemię żelazne narzędzie, którém zielsko siekała i ku drzwiom pobiegła.
— Ta Rózia, to sprytna dziewczyna! zawsze dowié się czegoś o ojcu, siostrze albo sługach, i matce doniesie. Karolka za to, nigdy do takich rzeczy zdatną nie była. Mazgaić się tylko umié. Ot i teraz! Czyta jakiś list, a łzy jak groch z oczu jéj na papier padają.
Bahrewiczowéj, patrzącéj zdala na bladziutką twarz córki, po któréj z pod spuszczonych powiek łzy ciekły, serce ścisnęło się żalem i obawą. Ale uczucia tkliwe i trwożne tłumaczyły się w niéj przez buchnięcie krwi do twarzy i wnet za sobą przywodziły złość. Strasznie wyglądała, gdy na palcach nóg kołysząc się, zielony klomb dokoła obchodziła, aby Jur-