czajowi swemu, nie krzyczała wcale, tylko z zaciśniętemi zębami uderzała nieszczęśliwego posła, targała go za włosy i uszy, odzienie na nim szarpała. Mogłaby go była zabić, gdyby nie wielka sprężystość chłopca, który jak wąż wił się w jéj ręku, i wdanie się Rózi, która własne plecy narażając, na plac boju wpadła i z młodocianą, po matce odziedziczoną siłą, za ręce ją chwytać zaczęła. Nikt inny na krzyki Jurka nie przybiegł. Męzka ludność folwarku znajdowała się w stodole lub na polu, dziewki folwarczne zbyt przyzwyczajone były do hawantur przez panią wyprawianych, aby się lada czém wzruszać mogły. Ale Rózia wojowała z matką nieustraszenie i dzielnie, aż nakoniec, wydobyła z rąk jéj chłopca, który téż jak strzała puścił się ku bramie. Wtedy Bahrewiczowa chciała z pięściami rzucić się na Karolkę, wciąż na trawie siedzącą i zanoszącą się od płaczu. Ale i tym razem Rózia dziarsko stanęła pomiędzy matką i siostrą. Zasłaniając tę ostatnią pulchną i sprężyście wyprostowaną kibicią, wołała:
— Niech mama upamięta się! Niech mama awantur na dziedzińcu nie robi! Ja wszystkiego już domyśliłam się i oświadczam mamie, że Karolki krzywdzić nie pozwolę! Dość ją już ten przeklęty bałamut skrzywdził. I mnie to kompromituje... i ja może przez to za mąż nie wyjdę, a jednakowoż nie gniewam się na nią, bo mnie jéj żal...
I z kolei rozpłakana, schyliła się ku siostrze, ob-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/162
Ta strona została uwierzytelniona.