Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.

niosła, do piersi przycisnęła i pocałunkami twarz jéj i włosy okryła.
— Biednaż ty moja, nieszczęsna, zgubiona! Na toż ja ciebie ledwie nie w mleku ptasiém kąpała, na toż ja tobie taką edukacyę dała...
Wtém na dziedzińcu zaturkotały koła.
— Ojciec! — zawołała Rózia.
Bahrewiczowa Karolkę z ramion na łóżko osunęła.
— Pontaku jéj daj! — do Rózi zawołała — i pilnuj, żeby jéj włos z głowy nie spadł, bo jak broń Boże co, to cię tak po zdrowych plecach obiję, że zobaczysz...
Do bawialnego pokoju wbiegła w chwili właśnie, w któréj Bahrewicz próg jego z przeciwnéj strony przestępował. Wchodził ze słodkim uśmiechem na pulchnych wargach. Miał do oznajmienia Madzi nowinę dobrą: otrzymaną od pana rządcy obietnicę sutszéj, niż zwykle gratyfikacyi, lecz zaledwie spojrzał na żonę, struchlał i u progu kroki swe zatrzymał. Długo wsłuchywać się musiał w burzliwą mowę kobiety, która samemi wykrzyknikami przemawiając, szlochała, sapała i jemu wyrzucała, że jest bałwanem, niedołęgą, ślepym, głuchym, głupim, nadewszystko zaś złym, niedbałym, niegodziwym ojcem; długo w mowę tę wsłuchywać się musiał, zanim zrozumiał, o co chodziło. Gdy zrozumiał, krzyknął, za głowę się schwycił, i okrągły, politurowany kij, z któ-