Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ej! ej! rebiata! ej, ej, moje wy siroty! Panu Bogu najpierw, a potém mnie, baćku waszemu, pokłońcie się aż do ziemi! Nie charłaki my już teraz, ale pany, pany sobie całą gębą...
Szerokim gestem półkole w powietrzu zakreślił.
— Ej ha! — krzyknął — pole nasze... i te budynki pod lasem nasze... i kawał wygonu za budynkami nasz... Ej ha!
Nogą o nogę uderzył, w boki wziął się i z wyrazem lubości nieopisanéj na twarzy, po polu, het, daleko, aż ku ciemnéj wstędze lasu, wzrokiem wodził. Dzieci znaczenie wykrzyków jego zrozumiały wybornie. Dobił targu z Dzielskimi, nabywał od nich nietylko ów żyzny klin ziemi, ale jeszcze i stojące pod samym lasem porządne zabudowania folwarczne i spory kawał wybornego pastwiska. Z rozpromienionemi twarzami dzieci ku niemu podchodziły i z uszanowaniem wielkiém całowały go w ręce. Jurek oddał mu list od Kaprowskiego, który on, jak zazwyczaj, włożywszy na nos wielkie okulary, długo przy okienku chaty wyczytywał. W pół godziny potém, znowu go już w chacie nie było. Energia ex-sołdata zmęczenia nie znała. Poszedł naprzód do Hrynek, gdzie długo rozmawiał z Jasiukowym stryjem, Pawlukiem; potém Jasiuka, wiozącego z pola furę grochu spotkał i zatrzymawszy go na drodze, o wóz wsparty, szeptał coś parobkowi tak cicho, aby inni parobcy, z furami grochu téż nadjeżdżający, rozmowy ich sły-