Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

świecie dostojeństwa. Żeby oni byli nie przyjechali, to już wszystko byłoby dobrze, ale wzięli i przyjechali, i bez zgodzenia się ich nic nastąpić nie może. Pan hadwokat tedy do Mikołaja pisał, że jeśli baba da pieniądze, to on podejmuje się i z prewoschoditielstwem i z sijatielstwem o jenteresie jéj pomówić, a jeżeli nie da, to już on nic nie poradzi, ręce od wszystkiego umywa i za trzy dni zapadnie dekret, żeby Pilipka wysłać tam, gdzie ot, niedawno temu, jeden znajomy Mikołaja, płuca całe z siebie wypluł. Jej Bohu, mówił Mikołaj, na suchoty od mrozu zachorował i jak zaczął pluć, tak mu calutkie płuca przez gardło wyleciały...
— Boże! bądź miłościw mnie biednéj! — zaszeptała kobieta, idąca ścieżką, wijącą się po ściernisku.
Hroszy! zkądże ona ich weźmie? nie ma już ich wcale, bo te, które w skrzynce na dnie pończochy pozostały jeszcze, nie są jéj własnością. Do Antośka należą one. Żal jéj było i Antośka. Za cóż go krzywdzić miała? Wszak i on także dzieckiem jéj był, tak jak i tamten. I gdyby dobro jego na rzecz tamtego zabrała, gniewałby się na nią srodze. Powiedział to przecież! Lubili ją synkowie do tego czasu i słuchali we wszystkiém; teraz, tamtego, tak czy inaczéj długo już przy niéj nie będzie, a ten, jak rozgniewa się i serce do niéj straci, to co? Ot i ostatnie