Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.

słonko jéj na téj ziemi zagaśnie. I tak źle, i tak źle. Co tu robić?
— Boże! bądź miłościw mnie durnéj!
Żeby tak było z kim poradzić się! Mikołaj mądry i dobry człowiek, ale cudzy, serce mu od jéj kłopotu wielkiego nie boli. A komuż zaboli? Jasiuk téż dobry człowiek i zgodny, ale co on jéj poradzić może?... taki on mądry, jak i ona. Z Antośkiem o tém ani gadać. Nie pozwoli brać tych pieniędzy; z oczu mu wtedy poznała, że nie pozwoli. Więcéj już nie wymyśli, do kogo pójść i o radę poprosić, za nic nie wymyśli. Żywéj duszy swojéj na tym świecie nie ma. Krewni w Hrynkach są jacyś, ale co to za krewni! Dalecy i zdawna już jéj upośledzonéj znać nie chcą. Bolsz nikogo, nikogo swego na tym świecie nie ma.
— Boże, bądź miłościw mnie sierocie!
Bahrewicz? Dwa miesiące temu pytała się go przecież, czy można tak już zupełnie temu hadwokatu wierzyć? Powiedział, że można. Znaczy, można. Znaczy, że jeśliby mu teraz te pieniądze posłała, to jużby najpewniéj Pilipek wojskowanie swe w tych stronach odsłużył, do Hrynek na zimę z wojskiem przychodził, i na koniec świata, gdzie takie mrozy i choroby straszne panują, nie wędrował. Znaczy, bladzieńki chłopak jéj, z oczyma jak kwiatki lnu, do niéj zdaleka ręce wyciąga i woła: „Kiedy zechce-