Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

mi na dnie jéj namacała i nie rozwiązując, w zanadrzu ją ukryła. Policzki jéj płonęły, ręce trzęsły się. Nigdy w życiu nie kradła nic. Teraz zdawało się jéj, że syna rodzonego okradła.
— Boże! bądź miłościw mnie grzesznéj!