Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

spiczaste, czerwonawe kamienie bruku zdawały się buchać skwarną jałowością.
Ciężkie, spieszne kroki dały się słyszéć na bruku dziedzińca i po chwili, przez uchylone drzwi przedpokoju ukazała się głowa męzka, z krótko ostrzyżonemi włosy, z twarzą okrągłą, rumianą, świecącą dwojgiem błękitnych, w téj chwili iskrzących się oczu, zjeżona byjnym i gniewnie starganym wąsem.
— A co? Jurek! czy pan twój śpi jeszcze?
— Śpi! — nie oglądając się, odburknął chłopiec.
W uchylonych drzwiach ozwało się gniewne zaklęcie.
— A niechże was wszyscy dyabli...
Z niedokończoném zaklęciem tém do przedpokoju wszedł Bahrewicz. Wejście jego sprawiło niejakie wrażenie. Żydzi przestali szwargotać i badawczo oglądali go od stóp do głowy; stojący w kącie szlachcic szeroko oczy wytrzeszczył; Pawluk głową na znak powitania kiwnął; Krystyna zaś, na dźwięk jego głosu, z nogi na nogę przestąpiła, zmarszczki na czole poruszyły się, wargi drgnęły, lecz nie wyrzekłszy ani słowa, powieki spuściła znowu i mocniéj jeszcze plecami przycisnęła się do ściany.
Przybyły, w czarnym tużurku i kamizelce po szyję zapiętéj, z okrągłym, politurowanym kijem w ręku, barczysty, rumiany, w grubym dobrobycie widocznie wypasiony, zdawał się przybywać po to, aby obecnością swą uzupełnić grupę zgromadzonych