Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

Zaprosił go na polowanie i prezentować będzie córeczkom! Jego klijent, Ziębicki, bogatszy jeszcze od Kalińskiego... z Dzielską żonaty... phi! z jakimi ludźmi bestya ta ma do czynienia! wisielec! mądrala! phi!
Nagle, we wnętrzu jego coś załkało i krzyknęło.
— Dam ja jemu córeczki Kalińskiego... a mojeż dziecko to co?
Jakby czém podrzucony wstał i płynną mowę gospodarza przerywając zawołał:
— Ależ ja do pana z pretensyą... z wielką pretensyą... z wielką pretensyą i żalem... zbałamuciłeś mi pan dziewczynę, a teraz porzucić ją chcesz... ja na to nie pozwolę... ja ojciec... ja przyjeżdżam upomniéć się o krzywdę, familii mojéj wyrządzoną... ja pana zmuszę, abyś pan... abyś pan...
Nie mógł mówić dłużéj. W gardle mu stanął i formalnie dławił go żal szczery, serdeczny, wytryskujący łzami, które zrosiły mu oczy i potoczyły się po policzkach. Karolka jak zaklęta wciąż mu stała przed oczyma, tuż przy tym przeklętym wisielcu, który teraz ot wstał z krzesła, powoli sobie i z uśmiechem, niby nic...
— Ależ, łaskawy panie — zaczął — czegóż właściwie państwo ode mnie żądacie?...
Czego oni od niego żądali? Sprytna bestya taka, a domyśléć się tego nie może.
— Do stu dyabłów! — krzyknął Bahrewicz — czego my od pana żądamy! naturalnie, że tego, abyś