— Mój panie łaskawy... — mówić zaczął — takiego człowieka jak ja, trudno do czegokolwiek zmusić... Mam rozum, stosunki i stanowisko... Od wszelkich napaści obronić się potrafię...
Bahrewicz umilkł nagle i przez chwilę usta jego zostały otwarte. — Prawdę szelma powiedział! Kto go tam może do czegokolwiek zmusić! Rozum, stosunki, stanowisko... Cóż wobec niego jaki biedny oficyalista wiejski znaczyć może?...
Jakby myśl tę pod blednącém czołem przeciwnika wyczytał, Kaprowski podniósł głowę, a zadarty nos jego nabrał wyrazu pewnéj siebie zuchwałości.
— Chciéj pan zastanowić się... czy to być może, aby taki człowiek jak ja, tak zaraz... natychmiast... bez zastanowienia... dla jakiéjś ekonomówny świat sobie zawiązywał...
O! czy słowa te ku ostatecznemu pognębieniu przeciwnika wymawiając, nie zanadto już liczył na urok wyższości swéj, którą, jak piaskiem oczy mu zasypywał?
Bahrewicz sapnął strasznie, jęknął, porwał się z miejsca i ze stłumioném jakiémś zaklęciem, z oczyma krwią zaszłemi, swój okrągły, politurowany kij podniósł w górę. Sekunda jeszcze, a nierówna walka wybuchając w sali, odgłosem swym przywołała-by ludzi, napełniających przedpokój. Ale w króciutkiém trwaniu téj sekundy, Bahrewiczowi stało się coś dziwnego. „Dla jakiéjś ekonomówny świat sobie za-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/193
Ta strona została uwierzytelniona.