radością i dumą, czoło wypogodniało, wyprostowała się kibić.
Kaprowski pomyślał.
— Śliczna niegdyś chamka być musiała... i teraz jeszcze, dalibóg niczego... Co za oczy!
Ona posmutniawszy znowu, mówiła daléj:
— Do jaśnie wielmożnego pana, ja, jak do Pana Boga... Powiedział Mikołaj: zanieś panu hrosze, on Pilipka wyratuje... Zaniosła najpierwéj te, co dla Pilipka zapracowała... Powiedział potém o tym haficerze, co to nie zgadzał się, ja i te pieniądze, co na śmierć sobie chowoła, jemu oddała, żeby on jaśnie wielmożnemu panu dla tego haficera posłał. I już serce mnie radowało się, że Pilipek wyratowany... W Ongrodzie go zostawią i na zimowanie do Hrynek przyszlą...
Aha! no! teraz Kaprowski zupełnie już wszystko przypomniał sobie o téj babie. Chciał przerwać jéj mowę, aby prędzéj z nią skończyć, ale ona dodała jeszcze:
— A teraz, jaśnie wielmożny panie, ja tut przyszła, żeby o tym prewoschoditielstwie i o tym siejatielstwie dowiedziéć się... Coby tu z nimi zrobić? Niech jaśnie wielmożny pan ratuje mnie biedną, żeby te rewizory Pilipka wysyłać nie żądali...
Masz dyable tabakę! Znowu najlżejszego pojęcia nie miał o tém, co znaczyły prewochoditielstwa, siejatielstwa i rewizory.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/200
Ta strona została uwierzytelniona.