Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/201

Ta strona została uwierzytelniona.

— A któż ci to o tych rewizorach gadał? — z niecierpliwością zapytał.
— Mikołaj, jaśnie wielmożny panie! A któż-by, jeżeli nie Mikołaj! Powiedział wczoraj: Pan hadwokat pisał do mnie tak i tak... Ja myślałam, myślałam, myślałam... Bożeż mój, Boże! Co ja zrobię! Taj wzięłam i przyszłam...
Kaprowski pomyślał chwilę.
— A mówił-że ci Mikołaj, że pieniędzy trzeba?..
Kobieta znowu pochyliła się mu do kolan, a wyprostowawszy się, strwożone oczy w twarz jego wlepiła. Wahającym się głosem mówić zaczęła:
— Panie jaśnie wielmożny, bądźcie nade mną litościwi... Zróbcie już teraz bez pieniędzy... Toż ja dała... I Pilipka pieniądze oddała i swoje śmiertelne oddała... Zróbcie już teraz tak bez niczego... Zkąd ja wezmę?
Kaprowski nachmurzył się i znowu zapytał.
— Czy Mikołaj ci nie mówił na co, dlaczego, ile potrzeba?
— Mówił, jaśnie wielmożny panie, wszystko mówił... Ale, panie najmiłościwszy, zlitujcie się nade mną i zróbcie co z tymi rewizorami... Tak już, bez niczego...
Kaprowski zesztywniał, podniósł głowę, i wydął usta.
— Moja kochana — rzekł zimno — powiedz-że ty mnie: Czy ja jestem Panem Bogiem?