Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.

słuchała szeptu dostatniego i roztropnego gospodarza, o którym wszechstronnie bardzo wysokie miała wyobrażenie i wahała się jeszcze. Myśl o Antośku, o krzywdzie, jaką-by mu wyrządziła i o możliwéj stracie jego przywiązania, kłuła ją w serce i powstrzymywała rękę. Nagle podniosła oczy i wzrokiem spotkała się z główką dziecięcą, patrzącą na nią, z wiszącego na ścianie obrazka, oczyma zupełnie podobnemi do kwiatów lnu. O! ten promyk ideału, który załamał się w téj gnijącéj wodzie! Przykuł on do siebie oczy téj chłopki niemającéj na świecie nic, nic, nic i nikogo, prócz dwojga dzieciątek swoich, które w piersi swéj wyhodowała i krwawicą swą wykarmiła sama. Sama. Nikt nie pomagał. W dwóch tych kwiatkach lnu, które patrzały na nią z obrazka, poznała oczki Pilipka, i taki sam pucaty był on i taki różowieńki, kiedy był jeszcze malutki i dopóki go ta gorączka, na którą pięć miesięcy leżał... Czysty Pilipek... Bożeż mój Boże! Onaż przyszła do miasta, aby go zobaczyć... Morze tęsknoty rozpłynęło się po jéj piersi. Wszystkie siły namiętności, mieszkające w spracowaném jéj ciele i sponiewieranéj duszy, te siły które ogniem buchały z czarnéj źrenicy, a gdy dziewką była, czarem upojeń związały ją z kochankiem, dreszczami teraz przebiegły po jéj plecach, pierś podniosły wysoko, zadrgały w ramionach, płomieniem rumieńca zapaliły twarz zwiędłą. Z dyszącą piersią i płomiennym na