Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.

scu, do którego nikogo a nikogo nie wpuszczają... Jeżeli nie chcesz, aby cały interes dyabli wzięli, wracaj co tchu do chaty, co tchu, zaraz, natychmiast i siedź cicho... ani się tu pokazuj... czy słyszysz?
Jakże-by słyszéć nie miała, kiedy słuchała uszami, oczami, całą duszą. Słuchała i zrozumiała. Jeżeli napierać się będzie o zobaczenie Pilipka, interes dyabli wezmą. Powinna być kontenta z tego, że rewizory nic już nie zrobią i zaraz, co tchu, do chaty powracać. Podniosła oczy na obrazek. Czysty Pilipek, kiedy mały był! Oczy takie same i tak samo śmiał się... Cóż? nie widziéć go, to i nie widziéć, dla jego dobra! dlatego, żeby interesu dyabli nie wzięli! Nizkim pokłonem schyliła się przed Kaprowskim i cicho wyrzekła:
— Dziękuję jaśnie wielmożnemu panu! Ja już kontenta i do chaty pójdę! Żeby tylko te rewizory nic nie zrobili, znaczy, Pilipek na zimowanie do Hrynek przyjdzie. Dziękuję jaśnie wielmożnemu panu.
Odwróciła się i ciężkim krokiem, grubemi podeszwami stukając, wyszła z sali. Do biurka przybliżył się Pawluk Harbar. Dla tego chłopa Kaprowski miał uszanowanie pewne i o interesie, z jakim zwykle do niego przybywał, pamiętał wybornie. Hryńscy chłopi, których Pawluk delegatem bywał, przedstawiali cyfrę wcale inną, niż jakaś tam baba-wyrobnica i zresztą, zapominać o sobie nie pozwalali. Kaprowski wiedział nawet, w któréj szufladzie biurka spo-