Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

na plecach je sobie zawiesiła i zerwawszy się, prędkim, raźnym krokiem drogą poszła. Niedojedzona kromka czarnego chleba pozostała za nią na zżółkłéj trawie. Zapomniała o niéj; widok odjeżdżających w daleki świat sołdatów zabił w niéj głód.
Dla chłopki, przyzwyczajonéj do ustawicznego trzymania się na nogach, trzy mile ujść było drobnostką, spełnioną prędko. Około zachodu słońca Krystyna była już w Wólce. Nastka i Józik powitali ją w czworaku z krzykami radości. Dała im po groszowym obwarzanku, kupionym dla nich w jednéj z przydrożnych karczem i wnet krzątać się zaczęła około ognia i wieczerzy. Ogarnęła ją teraz wielka wesołość. Wszystko, dziękować Bogu, skończone. Nowobrańcy pojechali, a Pilipek jéj został. Hroszy wprawdzie nie ma już wcale; pusta pończocha za koszulę wsunięta piecze ją trochę przewidywaniem gniewu i skarg Antośka, ale za to zrobiła swoje. Synka uratowała. Tymczasem nie uczyniła tego sama. Hadwokat i Mikołaj dopomogli. Jak będzie miała czas, pójdzie zaraz Mikołajowi podziękować. Teraz, krzątając się około pieca, Jelenie o szczęściu swojém szeroko rozpowiadała. Józik z obwarzankiem wyleciał na dziedziniec, Nastka u pieca siedząc, kartofle obierała, a Jelena skurczona, mizerna, na przypiecku znowu siedziała i powolnym ruchem wychudłéj ręki poruszała kołyskę ze śpiącém najmłodszém dzieckiem. Przerwała wkrótce ożywioną mowę Krystyny i prze-