prędko i bardzo niezrozumiale, rozmachując rączynami i w szczególny sposób wykrzywiając usta, opowiadała, że cościś takiego, takiego dzieje się w karczmie, że aż jeden z parobków, który tam był, po pana namiestnika przyleciał, a pan namiestnik do karczmy poleciał, a kole karczmy taki krzyk, że tylko trochę za bramę wyszedłszy, słyszéć go można, a parobki co tam polecieli, mówili, że to chłopi okrutnie biją się, czy co? Nagle, umilkła i ciekawością niesiona, na nic i na nikogo uwagi nie zwracając, znowu z izby wypadła. Jelena załamała chude ręce, aż w stawach zatrzeszczały, a potém za głowę się schwyciła.
— Jasiuk! — jęczała — oj, Jasiuk... Jasiuk...
Krystyna ręce jéj od głowy odjęła i w czoło ją pocałowała. Żałość ją zdjęła nad tą kobietą łagodną, chorą i o męża strwożoną.
— Zbiegam do karczmy, zobaczę co tam takiego dzieje się i duchem powrócę, żeby tobie oznajmić... No, nie frasuj się tak i nie jęcz, bo znów zamrzesz... Ot, żeby Antosiek tut był... a gdzie on?
— Do Leśnéj po ordynaryę poszedł! — ledwie oddychać mogąc, odszepnęła Jelena.
Krystyna biegła już do drzwi, gdy otworzyły się one i z worem, zawierającym ośminę żyta na plecach, wszedł parobczak. Krystyna pomogła mu wór zsunąć na ziemię, a potém za szyję go objęła i w czerstwe, ogorzałe policzki wycałowała. On całował ją także.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/218
Ta strona została uwierzytelniona.