Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.

— A co słychać, mamo? Pilipek zdrów?
— Zdrów, gołąbku mój, zdrów! — śmiejąc się i białe zęby ukazując, mówiła kobieta. — Sołdaty już pojechali, a on nie pojechał, gdzieściś go pan hadwokat, daj jemu Boże zdrowie, przed rewizorami schował. Znaczy, został się w Ongrodzie i na zimowanie do Hrynek przyjedzie.
Parobczak ucieszył się tą wiadomością.
— Nu, to i dobrze — rzekł — a ja myślał, że on już pojechał...
— A czemuż ty tak myślał? — zapytała Krystyna.
Antosiek za siermięgę sięgnął.
— A bo ot, pismo jest do was... od niego... Jakób Szyłko dzisiejszéj nocy, znaczy, zaraz potém jakeście ztąd poszli, z Ongrodu tędy jechał, do czworaku dostukał się i mnie te pismo oddał. „Do Krystyny, mówi, od Pilipka... onże sam mnie te pisanie oddał, mówi, i powiedział, że pilno!” Ja za nim w dziedziniec, żeby rozpytać się co i jak, a on na wóz siadł, taj pojechał... Do chaty, widać, przed świtem powrócić chciał, bo kobyłę wziął od pługa...
Krystyna stała jak skamieniała, list podany jéj przez syna w ręku obracając. Biedny to był list, na sinym, zgniecionym, poplamionym papierze napisany i niezapieczętowany wcale. Zamierającym w gardle głosem, bystro synowi w oczy patrząc, Krystyna zapytała: