Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/225

Ta strona została uwierzytelniona.

mnie przeznaczyli, choć pięć rubli na drogę, żebym ja sobie za nich co kupił, kiedy mnie trzeba będzie, żeby żywot swój czém posilić, i na tytuń takoż, i na uszycie butów z téj skóry, co sołdatom rozdają, a ja sam szyć nie umiem, to jest tu taki wojenny, co szyje buty sołdatom, a jemu trzeba co dać, żeby uszył. To wy mnie, mameńko, pięć rubli przynieście, albo może i dziesięć, z tych, coście dla mnie przeznaczyli. Zlitujcie się i ratujcie. Przyjdźcie na pożegnanie i pieniędzy przynieście. Już ja jutro pojadę, bo ta rota, do któréj ja czyślę się, piérwsza wyjeżdża. A teraz, kłaniajcie się odemnie Antośkowi, i Jasiukowi, i Jasiukowéj żonce, i Maksymu, i Maksymowéj, i Fiedoru Korbutu, córce Fiedorowéj, Ewce, i Mikołaju, i synu Mikołaja Handruka, i córce Mikołajowéj, Ulanie, i Pawluku Harbaru, i żonce Harbarowéj, Nastazyi, i Józefu Szyłku, i jego bratu.”
Tu Mikołaj ręce z kawałkiem sinego papieru na kolana opuścił i tak gwałtownie poruszył głową, że aż ogromne szkła okularów zsunęły się na spiczasty koniec nosa. Zląkł się. W izbie brzmiał krzyk długi, przeraźliwy i nizki jéj, czarny sufit, zdawał się prześwidrowywać. Zarazem rozległ się stuk padającego na glinianą podłogę ciała. Ze strasznym krzykiem owym Krystyna na glinianą podłogę upadła, a palce jéj oplotły głowę i paznogciami wpiły się przez gęste włosy w skórę, okrywającą czaszkę. Nie zemdlała jednak, o nie! Alboż to takim, jak ona, mdléć i na