Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/232

Ta strona została uwierzytelniona.

z gwałtownemi giestami rozpowiadać począł, że jeden z gospodarzy hryneńskich, jedynaczkę córkę mający, chciał go z jego stoma rublami w prymy za zięcia wziąć... Dziewka, Maryanna nazywa się, tęga dziewucha i gospodyni dobra... Za rok jaki, wesele byłoby... W prymyby poszedł i swoje gospodarstwo miał... A teraz, bez niczego, kto go w prymy weźmie? Jakóba Szyłka wezmą, a jemu: wieczne odpoczywanie!
Rzucił się znów ku matce.
— A prosił ja jéj, żeby nie oddawała! Oddała. Szelma ta! Za co mnie ona drogę do szczęścia zagrodziła! Co ja jéj złego zrobił? Czém ja gorszy od tamtego! Świnia ona, nie matka!
I znowu zakrywszy twarz dłońmi, rozpłakał się. Wtedy postać kobieca ku ziemi schylona, pokorna, pełznąć zaczęła po glinianéj podłodze ku téj ławie, na któréj siedział rozżalony i rozwścieczony parobczak. Jedna połowa jéj serca leciała za tamtym, nieszczęsnym, zgubionym, druga rozesłała się do stóp tego biednego, którego skrzywdziła sama. Gdyby w ten sposób wprzódy kiedykolwiek przemówił do niéj, byłaby go skarciła ostro, jak to nieraz za przewinienie każde z nimi obu czyniła. Ale teraz, płakała deszczem łez. Przypełzła ku niemu na klęczkach i ramionami objąć go chciała. Ale on, uczuwszy jéj dotknięcie, zerwał się z ławy i pięścią w pierś