Miłować bliźniego! Lecz któż mianowicie jest bliźnim naszym? Litować się nad cierpieniami innych! Gdzież one istnieją? kędy ich źródło? jaka ich natura? Przybiegać im z pomocą! Jaką i jak uorganizowaną? Poświęcać się! Jak i kiedy, aby poświęcenie próżnem zmarnowaniem sił nie było? Przebaczać! W jakiej mierze i pod jakiemi warunkami, aby przebaczenie sprawiedliwości ujmy nie przyniosło i nie nadwerężyło publicznego porządku?
Dopóki wszystkie niewiadomości i wątpliwości, w pytaniach tych zawarte, dostatecznie wyświetlonemi nie zostaną, dopóty idea miłosierdzia i cnoty przez nią wyobrażane, pozostają bez steru kierowniczego i skupiającego ogniska, powierzone dobrej lub złej woli rozjednostkowanych sumień, trafnym lub błędnym pojęciom osamotnionych umysłów, kaprysom instynktu, zboczeniom zapału, sofizmatom stronniczości, wybrykom fantazyi.
Na szczęście, prawdy moralne posiadają w sobie przymiot niezmierzonej zda się głębi i nieskończonej rozciągliwości. Są to skarbnice, które badającemu je oku odkrywają coraz nowe pokłady bogactw; jest to dziedzina, w której tak dobrze jak w dziedzinie umysłowości lub przemyślności ludzkiej, wielkie umysły sprzymierzone z wielkiemi sercami, dokonywują coraz nowe odkrycia i wynalazki, sporządzają coraz nowe pomocnicze narzędzia i oręże.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-O wpływie nauki na rozwój milosierdzia.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.