Jeżeli zapuścimy wzrok nasz w głębi posępne krainy przeróżnych, przelicznych cierpień i niedoli ludzkich, a pominiemy tę najwyraźniejszą ich formęj w jakiej przedstawia się ubóstwo materjalne z właściwym mu orszakiem głodu, chłodu i łachmanów, ujrzymy tuż obok jedną z najbardziej uderzających i współczuciu przystępnych nędz ludzkości — chorobę ciała.
I tu jednak, aż do najnowszych czasów, istniał zakątek, pojęciu ludzkiemu niedostępny, przez miłosierdzie ludzkie nienawiedzany. Krył się w nim potwór tajemniczy, więc przerażający, objawiający się pod postacią ludzi o najeżonym włosie, źrenicach gorejących jak pożary, lub martwych jak zgliszcza, o bezładnych poruszeniach ciała, śmiechu nad łzy smutniejszym, o głosie dźwięczącym jak harfa, na której grają nieprzytomne wichry.
Któż dziś nie pozna potworu tego i nie nazwie go właściwem mu mianem: chorobą umysłu?
Upływały przecież wieki, a w głowach ludzkich nie zjawiało się miano to i do serc ludzkich nie kołatało miłosierdzie, aby litości i pomocy wezwać dla tych, którzy nosili na sobie piętno niezbadanego nieszczęścia.
Przeciwnie, nieszczęście to było polem, wśród którego bujała nieokiełznana fantazya, usiewając je potwornemi rojeniami i widziadłami, a serca ludzkie, naturalnem bardzo oddziaływaniem przeciw ogarniającemu je lękowi, ćwiczyły się w okrucieństwie.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-O wpływie nauki na rozwój milosierdzia.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.