że często mylą pozory! Pan Frycio Wiewiórski niebył zupełnie szczęśliwym, i uznał stanowczo, że nigdy nim nie będzie, póki mu nie zaświeci pochodnia hymenu.
Nie małe jednak w dojściu do tego upragnionego celu znajdywał trudności. Mógłże wziąść żonę inną jak ze swojego kółka? Maryaż z każdą choćby najpiękniejszą i najpiękniej ubraną kobietą (były to dwa przymioty najwyżej cenione w płci pięknej przez pana Frycia), jeśli tylko stojącą po za tem uprzywilejowanem kółkiem, groziła mu straszydłem mezalijansu. Dotąd jednak piękne rączki hrabianek, księżniczek i dziedziczek dóbr, podawały panu Fryciowi, najestateczniej wprawdzie uwite, ale zawsze grochowe wianeczki; był więc ciągle w oczekiwaniu, w nadziei, w poszukiwaniu — a tymczasem bawił modne piękności i studjował pilnie wszystkie artykuły kodeksu kobiecej toalety. Toteż był uznany za tak biegłego w tej nauce erudytę, iż nie jedna z najświetniejszych pań pytała go wchodząc do salonu: „Mr. Wiewiórski, czy dobrze mi w dzisiejszem ubraniu?“ — A on z twarzą rozjaśnioną boską szczęśliwością mówił: „Madame, radziłbym opuścić koronkę nieco niżej, et de retrousser un peu le bout de votre ruban.
— Il n’y a comme Mr. Wiewiórski pour les détails, mawiała złośliwa pani Izabella.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/039
Ta strona została uwierzytelniona.