Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/044

Ta strona została uwierzytelniona.

nie przypomnę. Odwiedzę pana, wprowadzimy pana w nasze kółko... Gdzie pan mieszka?
— W domu N. odpowiedział młody człowiek nierozumiejąc tej niespodzianej uprzejmości.
— Dans un moment, będę panu służył — teraz nie zatrzymuję! rzekł Frycio, i uścisnąwszy raz jeszcze zimno podaną sobie dłoń Henryka, wrócił do lornetującego ciągle towarzystwa.
— Któż jest ten pan? spytał towarzysz Tarnowskiego gdy się Frycio oddalił.
— Że się nazywa Wiewiórski, powiedział mi to przed chwilą; więcej nic o nim niewiem. Musiałem go widywać w towarzystwach, tak jak się nieraz widuje obojętnych i niesympatycznych ludzi — mimochodem, nie zatrzymując w pamięci najlżejszego śladu tych znajomości.
— To prawda, rzekł z lekkim sarkazmem poważny mężczyzna, że są na świecie ludzie, których widok robi wrażenie okrągło narysowanego zera. Z którejkolwiek strony ich ujrzysz, zawsze zobaczysz zero, i jak o zerze wkrótce o nich zapomnisz.
— Powiedzże mi kochany Stefanie, mówił znów Henryk, jakie to jest towarzystwo które tak zuchwale wystawiło przeciw nam baterję lornetek, i z którego łona jak się zdaje, wyszedł ten śmieszny Wiewiórski? Kłaniałeś się tam komuś — bodaj tej pięknej umuślinowanej pani, zatopionej w fotelu; kto ona jest?