godne, lekko tylko surowe i bardzo poważne; również surowe a poważne oczy patrzyły z zamyśleniem i niekiedy błyskały żywym ogniem. Czoło to i oczy nadawałyby nawet twarzy całej zanadto surową cechę, gdyby nie usta oblane wyrazem prawdziwej, męzkiej dobroci — która przy uśmiechu i mówieniu zmieniała się w ożywczy wyraz serdecznego ciepła i szczerości. Nie można było powiedzieć o nim: młody człowiek — ale ze spojrzenia, z uśmiechu, z postawy jego całej tryskała silna, gorąca, choć poważna i surowa dusza; a cała powierzchowność tego człowieka pociągała rodzajem jakby magnetycznego wpływu, jaki zwykle potężne natury rozlewają w około siebie.
— Witajże w progach moich, drogi przyjacielu! rzekł pan Henryk Tarnowski, serdecznie ujmując dłoń pana Rawickiego; szczęśliwy jestem że po tak długiem niewidzeniu cię, mogę znowu uścisnąć twoją zacną dłoń.
Pan Rawicki uścisnął wzajemnie ręce młodego przyjaciela, i obaj usiedli w saloniku, w którym znaczne już było przejście umiejącej wszystko okryć wdziękiem kobiety. Na stole, obok dużego bukietu kwiatów leżała książka otwarta i stał srebrny koszyczek z kobiecą robótką; gdzieindziej leżał niedbale rzucony kobiecy kapelusik, i obok niego rękawiczki, zdjęte z drobnej snać ręki. Obrzucił wzrokiem
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/047
Ta strona została uwierzytelniona.