Stanęli i patrzyli na siebie. Nagle, gwałtownym, jakby bezwiednym ruchem, Henryk pochwycił jej rękę, uścisnął silnie w obu dłoniach i lekko pociągnął ku sobie. Kobieta westchnęła głęboko, podniosła głowę i nie usuwając ręki z jego dłoni, wygięła nieco postać jakby się chciała od niego odsunąć. I w tej lekko odpornej postawie, z tem westchnieniem pierś podnoszącem, stokroć jeszcze powabniejszą była; młody człowiek z gorejącemi oczami, z pałającą twarzą silniej jeszcze przyciągnął ją do siebie i patrzył na nią.
Nagle i mimowoli oczy jego przeniosły się na kwitnący obok krzak białych róż; świeże kwiaty błyszczały przeczystą bielą pod promieniem księżyca.
Dziwny niekiedy związek zachodzi na ziemi między odległemi nawet od siebie przedmiotami! Młody człowiek na widok róż białych, przypomniał sobie bladą i słodką twarzyczkę Wandzi. Jakby na promieniu księżyca zawieszona, zadrżała ona przed nim łzą i uśmiechem, i zasłoniła sobą lice stojącej obok niego kusicielki. Cofnął się o krok jeden i wypuszczając z dłoni swych ręce pani Izabelli, wyrzekł zimno, choć nieco jeszcze wzruszonym głosem.
— Chciej pani wrócić do salonu, nie jest bardzo ciepło — możesz się pani przeziębić.
Pani Izabella nic nie odpowiedziała, przygryzła lekko usta, staranniej uniosła wypuszczoną z dłoni
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.